Clicky

Maszynka do rozruchu silnika – akumulator

Screen Shot 2015-12-07 at 6.32.41 PM

Akumulator to podstawowa część, której potrzebujemy do rozruchu silnika. Na zewnątrz mróz daje o sobie znać szczególnie nocami, tak więc warto sprawdzić sprawność swojego akumulatora i przypomnieć sobie o jego istnieniu. Skrajne, ujemne temperatury źle wpływają na akumulator, przy starszych modelach wystarczy jedna noc i odpalenie auta rano jest niemożliwe. Jeszcze gorzej jeśli Twoje auto potrzebuje dużo prądu na rozruch! Dlatego warto poświęcić chwilę na dzisiejszy poradnik, aby zapobiegać nieprzyjemnym sytuacjom.

Co jest w tym akumulatorze takiego?

(źródło zdjęcia: )
(źródło zdjęcia: )

Zacznijmy od czystej teorii. Akumulatory 12 voltowe mają sześć oddzielnych ogniw. Każde z nich to płyty ujemne i dodatnie, oddzielone izolatorami, zanurzone w elektrolicie. Między płytami i elektrolitem zachodzą reakcje chemiczne, które przyjmują tudzież oddają ładunki elektryczne na zewnątrz. Gdy oddaje prąd na zewnątrz elektrolit staje się rzadszy, a gdy doładowujemy akumulator następuje wyrzucanie kwasu siarkowego do elektrolitu. Gęstość elektrolitu nie może być mniejsza, niż 1,27 G/cm3. Jeśli elektrolitu jest za mało należy dolać wody destylowanej. Akumulatora nie należy rozładowywać do zera, bo jak już wspomniałem następuje wyrzucanie kwasu siarkowego. W takim przypadku konieczne będzie odsiarczanie lub może nie nadawać się do użytku. Równie złą rzeczą jest przeładowanie akumulatora (będzie za długo podpięty do prostownika), bo w takim przypadku następuje uszkodzenie płyt, które jest nieodwracalne. Akumulator wydaje się urządzeniem prostym w budowie, ale nawet niewielkie odstępstwa od normy znacznie skracają jego żywot. Przyjmuje się wymianę akumulatora raz na 4 lata, jednak tańsze modele poddają się zaraz po zakończeniu gwarancji, czyli po dwóch latach.

Nie warto oszczędzać.

(źródło zdjęcia: )
(źródło zdjęcia: )

Gdy wybieracie się po akumulator do sklepu warto wziąć pod uwagę wiele czynników. Przede wszystkim prąd rozruchowy. Jeśli samochód potrzebuje sporo prądu do rozruchu nie warto oszczędzać! Weźmy przykładowo tani akumulator 80Ah – koszt około 220 złotych, nie łudźcie się, że wytrzyma więcej niż gwarancja przewiduje (no chyba, że ominie nas zima). Kolejne 220zł po 2 latach daje nam 500zł w sumie. Akumulator lepszej firmy, który bez problemu wytrzyma 4 lata to koszt rzędu 310złotych, jednorazowo różnica sporo, ale biorąc pod uwagę upływ czasu znacznie taniej będzie zainwestować raz, a dobrze.

„Jak się robi polskie bezwypadkowe.” Od lat w naszym kraju odbywa się niekontrolowany import samochodów. Nigdy nie ma pewności, kiedy takie auto naprawdę przywieziono, ani w jakim było stanie.

Za ceną zawsze idzie jakość, a niektórych firm zwyczajnie nie muszę przedstawiać i reklamować, robi to sama nazwa. I co najważniejsze, zawsze wybierajcie akumulator zgodnie z zaleceniami producenta. Nie kombinujemy i nie kupujemy mocniejszego akumulatora, niż ten który zaleca producent, gdyż instalacja w samochodzie może sobie nie poradzić z jego ładowaniem podczas jazdy. Jeśli macie wątpliwości, zapytajcie swojego mechanika, on na pewno Wam coś poleci. Wystrzegajcie się kupowania akumulatorów nieznanych firm, a przede wszystkim w hipermarketach, gdzie często nie są one przechowywane zgodnie z zaleceniem producenta i tracą swoją sprawność zanim trafią pod maskę.

Jak przygotować akumulator na zimę?

A man hook up booster cables to the discharged battery cold winter day

Pamiętajcie, że przygasające kontrolki to zwiastun kłopotów. Rozruch silnika powinien przebiegać sprawnie, bez żadnego migania na desce. Jeśli nasze światła z czasem świecą coraz słabiej, a przy załączeniu ogrzewania lub klimatyzacji deska rozdzielcza przygasa, to dla nas jasny sygnał – nasz akumulator dogorywa. Jak monitorować jego sprawność? Podstawowa sprawa, to czy nasz akumulator ma wskaźnik naładowania. Tzw oczko, znajdujące się zawsze w widocznym miejscu musi świecić się na zielono. Jeśli z biegiem czasu intensywność koloru zielonego spada, oznacza to, że nasz akumulator słabnie. Brak koloru, zazwyczaj oznacza rozładowanie. Jak zabezpieczyć się na taką ewentualność?

Screen Shot 2015-12-07 at 6.36.57 PM

Oczywiście najłatwiejszy sposób, to mieć w bagażniku kable rozruchowe, sąsiad, znajomy, czy przejeżdżający powinien być na tyle miły, żeby nas doładować i ruszyć w drogę. Jeśli jedziesz autem na przykład – pół godziny do pracy, to niestety zmartwię Cię, że po wyjściu z pracy znów nie będziesz mieć prądu, no chyba że Wasz pracodawca przygotował dla Was garaż na zimę. Co w takiej sytuacji? No sprawa jest prosta – trzeba wozić ze sobą kolejny magiczny przyrząd, jakim jest klucz. Po co? A no chociażby po to, aby wykręcić słabnący przez mróz akumulator. Gdy zabierzemy go w ciepłe miejsce, prąd nam nie ucieknie i będziemy mogli wrócić spokojnie do domu. Wiadomo, prościej kupić nowy akumulator i dla osób, które regularnie jeżdżą, a pod maską mają jakiegoś starocia, to jedyne sensowne wyjście, bo na dłuższą metę, jeśli w tym roku prognozy się sprawdzą, noszenie w torbie oprócz kanapek do pracy również akumulator do naszego samochodu, może być kłopotliwe i denerwujące. Ale nawet nowy akumulator może się poddać, jeśli auto trochę postoi na mrozie. Ważne, aby poza sprawnością akumulatora sprawdzone zostały klemy i ich okablowanie. Ich nieprawidłowe podłączenie lub uszkodzenie również może spowodować rozładowanie, bo podczas jazdy nie będzie ładowany prawidłowo.

„6 najczęstszych oszustw przy zakupie aut używanych.” Jak możesz ich uniknąć? Poznaj fakty i nasze rady jak się nie dać oszukać.

Upewnijcie się też (najlepiej u elektromechanika), czy w Waszym samochodzie coś nie pobiera prądu „na lewo”. Kontrolka świecąca się kilka nocy, awaria jakiegoś czujnika może nagminnie rozładowywać akumulator i nawet inwestycja w nowy może nie rozwiązać problemu. Sam miałem problem w jednym ze swoich aut, który po kolizji nie gasił światełka w bagażniku. Czy był otwarty, czy zamknięty zawsze się świeciło i w efekcie zdołał rozładować stary i nowy akumulator. Tylko ze sprawną instalacją elektryczną nasz nowy akumulator będzie działał długo i szczęśliwie.

Jak sami widzicie niesprawny akumulator niesie za sobą sporo niewygód i nieprzyjemności. Warto dbać o tą część naszego samochodu, bo zwyczajnie tylko dzięki niej możemy odpalić naszą maszynę. Jeżeli wybieracie się na urlop, lub nie planujecie wyjazdów na kolejne tygodnie warto wyjąć akumulator i zabrać go ze sobą do domu. Zmiany temperatur, jak już wiecie źle działają na to urządzenie, a brak regularnego ładowania ze strony alternatora skutkuje obniżeniem jego sprawności. Jeśli nie podoba Wam się wizja noszenia akumulatora do pracy, proszenia się sąsiadów o doładowanie to kupcie nowy akumulator i zadbajcie o niego lepiej niż o stary!

Jak kupować auto z instalacją LPG

orange_gas

Świat motoryzacji zmienia się z roku na rok, coraz mocniej zaskakując nie tylko entuzjastów, ale także zwykłych użytkowników poszukujących funkcjonalnego środka lokomocji. Przez długie lata jedyną sensowną propozycją dla kierowców oczekujących możliwie niskich kosztów eksploatacyjnych były samochody wyposażone w silniki diesla. Istotnie, nieskomplikowane – by nie powiedzieć prymitywne jednostki wysokoprężne urzekały bezawaryjnością, a także niewielkim zużyciem oleju napędowego.

Niestety – wraz z rozwojem technologii i wymagań zakończyła się era niskiej awaryjności. Nowoczesne silniki diesla rzeczywiście są oszczędne, z drugiej jednak strony – ich serwis pochłania pokaźny budżet. Jedyną sensowną alternatywą dla wysokoprężnych konstrukcji są silniki benzynowe z zamontowaną instalacją gazową LPG. Na dobrą sprawę ich kariera na polskim rynku rozpoczęła się w latach 90-tych, wówczas hitem popularności stały się proste instalacje mieszalnikowe. Do dziś samochody spalające tańszy gaz LPG są ciekawą propozycją, także na rynku wtórnym, spełniając potrzeby oszczędnych kierowców.

Niestety – podobnie jak w przypadku innych pojazdów pochodzących z drugiej ręki, przed podjęciem decyzji o zakupie powinniśmy bacznie sprawdzić i zweryfikować wiele kluczowych kwestii. Bagatelizowanie lub co gorsza przeoczenie niektórych oznak zużycia, zbliżających się awarii, zagwarantują nam mnóstwo kosztownych problemów i nieplanowanych wizyt w serwisie. Nic więc dziwnego, że jedną z najważniejszych czynności przed kupnem jest sprawdzenie historii samochodu. Dzięki niej możemy poznać dotychczasowy życiorys samochodu, ale przede wszystkim przebyte naprawy. Pamietajmy  że dokumentacja, którą przedstawia sprzedawca mogła być podrobiona bez większego problemu, dlatego warto sprawdzić, czy to co jest w niej zapisane zgadza się z informacjami w Autoraporcie. Przyrzyjmy się wobec tego, jak kupować samochód z instalacją LPG.

Wielu kierowców dość nonszalancko podchodzi do kwestii zakupu samochodu. Zamiast wnikliwie zweryfikować stan techniczny pojazdu, wyszukując ewentualne usterki mechaniczne czy ślady napraw blacharsko lakierniczych, kierowcy po prostu dają się oszukać, płacąc bez zastanowienia. O skutkach takiego postępowania najboleśniej przekona się nasz portfel w chwili wystąpienia pierwszej poważnej awarii.

Jak dobrze przeprowadzić oględziny samochodu

(Photo: starsstop)
(Photo: starsstop)

Bez względu na to, jaki silnik ma pod maską interesujący nas samochód, oględziny zacznijmy od obejrzenia dostępnej dokumentacji oraz porównania owych danych ze stanem faktycznym. Pierwszą czynnością na naszej liście kontrolnej powinno być poproszenie sprzedawcę o numer VIN i z jego pomocą sprawdzenie Oryginalnych Danych Technicznych. Pozwalają one na określenie konkretnego poziomu wyposażenia, jednostki napędowej, skrzyni biegów czy koloru nadwozia, z łatwością poznamy też wszelkie zmiany w wyposażeniu wnętrza. Jakiekolwiek odstępstwa od urzędowych danych mogą nawet uniemożliwić zarejestrowanie samochodu po zakupie. W takim wypadku nie warto wierzyć w tłumaczenia sprzedającego, przedstawiającego niezbyt wiarygodną historię o niegroźnym wypadku i naprawie blacharskiej z przeszłości.

Ile procent oryginału jest w Twoim samochodzie? Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądał Twój samochód zaraz po wyjeździe z fabryki?

Zdecydowana większość pojazdów dostępnych na rynku wtórnym, nie tylko w Polsce, sprzedawana jest z „pełną historią serwisową”. Nawet nastoletnie samochody z silnikami benzynowymi z instalacją LPG bardzo często posiadają skrzętnie prowadzoną dokumentację swojej historii. Nie dajmy się zwieść sztuczkom handlarzy i nieuczciwych sprzedawców. Na pozór doskonale wypełnioną książkę serwisową w kilka minut każdy sprzedawca może zamówić w internecie, płacąc za nią jedynie kilkadziesiąt złotych. Wbrew pozorom duży przebieg nie powinien dyskwalifikować danego egzemplarza w naszych oczach, najważniejszy jest ogólny stan techniczny pojazdu i brak poważnych wypadków w przeszłości. W zweryfikowaniu tego pomoże nam sprawdzenie przeszłości wypadkowej tego samochodu w Autoraporcie.

Jak się robi polskie „bezwypadkowe”.  Od lat w naszym kraju odbywa się niekontrolowany import samochodów. Nigdy nie ma pewności, kiedy takie auto naprawdę przywieziono, ani w jakim było stanie.

Stan silnika to sprawa kluczowa

Screen Shot 2015-11-12 at 9.47.19 PM

Stan techniczny silnika ma szczególne znaczenie w przypadku samochodów z instalacją LPG, warunkuje on przecież poprawne działanie całego zestawu, a w konsekwencji rozmiar oszczędności eksploatacyjnych, jakie daje spalanie tańszego gazowego paliwa. Wielu kierowców zapomina o bieżącym, regularnym serwisowaniu instalacji gazowej. Bez cyklicznych wymian zużytych elementów i regulacji nie działa ona poprawnie – wyraźnie słabną osiągi, rośnie także zużycie gazu.

Kupując auto z drugiej ręki z instalacją LPG miejmy na uwadze częstotliwość, z jaką poprzedni właściciel wymieniał olej silnikowy i wszystkie filtry. Ogromne znaczenie dla żywotności silnika ma rzecz jasna jakość stosowanego oleju, chroniącego wnętrze jednostki przed trudnymi warunkami pracy. W czasie oględzin sprawdźmy obecność jakichkolwiek wycieków z silnika, równa praca silnika na gazie na biegu jałowym świadczy nie tylko o dobrej jakości tankowanego gazu, ale również o dobrej kondycji i poprawnej regulacji całej instalacji. Po zweryfikowaniu stanu i stopnia zużycia układu chłodzenia, poziomu oleju silnikowego, płynu chłodniczego i napędu rozrządu możemy śmiało wybrać się na jazdę próbną.

Jazda próbna – czyli egzamin ostateczny. Obejrzeliśmy pojazd, porozmawialiśmy z właścicielem, mamy w jednej ręce dokumenty, w drugiej gotówkę, więc pora na jazdę próbną!

Pamiętajmy aby sprawdzić samochód w różnych warunkach drogowych – nie tylko w czasie jazdy osiedlowymi drogami. Silniki benzynowe z instalacjami gazowymi muszą idealnie pracować w każdych warunkach. Jazda testowa pozwoli nam dostrzec wszelkie bolączki silnika, jakie pojawiają się przykładowo przy wyższych obrotach lub po osiągnięciu temperatury roboczej. Wówczas wiele awarii daje o sobie znać – nierówną pracą, przerywaniem, przełączeniem się silnika na zasilanie benzynowe czy wybuchami mieszanki gazu i powietrza w kolektorze dolotowym.

(Photo: Sarah German)
(Photo: Sarah German)

Kupując niesprawdzony samochód z instalacją gazową LPG narażamy się na liczne ponadprogramowe wydatki serwisowe. Każda instalacja gazowa, podobnie jak sam silnik i inne mechaniczne podzespoły samochodu, podlega procesowi naturalnego zużycia w czasie użytkowania. Kłopot jednak w tym, że zmotoryzowani zapominają często o jej fachowym serwisowaniu – w ten sposób oszczędzając pozornie kilkaset złotych. O skutkach takowego zachowania nie trzeba chyba przypominać. Zaniedbana instalacja gazowa w krótkim czasie po zakupie doprowadzić może do mnóstwa usterek, w konsekwencji których zmuszeni będziemy nawet do remontu lub wymiany całego silnika. Możemy spodziewać się problemów z działaniem układu chłodzenia, silnik będzie pracował przy zbyt wysokiej temperaturze, co doprowadzi do jego przegrzania (możliwe wypalenie uszczelki pod głowicą). Ciągłe drgania prowadzić mogą również do przecierania się przewodów gazowych i elektrycznych instalacji, zlokalizowanie i usunięcie uszkodzeń pochłonie kilkaset złotych. Znacznie większy rachunek otrzymamy za naprawę elektroniki sterującej instalacją – z czasem przewody i styki korodują, brudzą się, co prowadzi do pojawiania się zakłóceń pracy całego zestawu.

Wyeliminowanie z listy zakupów auta powypadkowego i dobre rozeznanie się w aktualnej kondycji samochodu, pomogą nam w udanym zakupie a co za tym idzie w uniknięciu masy problemów.

 

Numer VIN – pierwszy krok do udanego zakupu auta.

(Photo: Ken Mayer)
(Photo: Ken Mayer)

Kupując samochód często skupiamy się tylko na tym, co powierzchowne – wygląd, marka, siła silnika. Nie przechodzi nam przez myśl, że dany samochód mógł być kradziony albo w przeszłości brał udział w poważnym wypadku.

Ślepo wierzymy sprzedawcom i niekiedy może się to okazać katastrofalne w skutkach. Dlatego przed decyzją o zakupie swojego wymarzonego samochodu warto spytać o jego numer VIN, który jest kluczem do poznania wielu cennych informacji oraz ochronienia się przed wieloma nieprzyjemnymi konsekwencjami błędnego zakupu. Pamiętajmy o tym, że mamy zawsze prawo zapytać sprzedawcę o numer VIN.

Czym jest VIN?

VIN (Vehical Identification Number) to unikatowy 17 cyfrowy numer przypisany do każdego pojazdu. Wybijany jest już na etapie produkcji. Nie ma dwóch identycznych numerów, więc można powiedzieć, że jest liniami papilarnymi lub kodem DNA samochodu (jak również wszystkich innych maszyn poruszających się po drogach – motorów, ciężarówek, autobusów itd.). VIN musi znajdować się nie tylko w aucie, ale także w jego dokumentach, takich jak np. dowód rejestracyjny.

Gdzie szukać numeru VIN?

(Photo: Spencer Thomas)
(Photo: Spencer Thomas)

Umiejscowienie VIN na samochodzie różni się w zależności od producenta. Najczęściej jednak znaleźć go można na desce rozdzielczej. Szukajmy po stronie kierowcy blisko miejsca, w którym przednia szyba styka się z deską rozdzielczą, można go zobaczyć już z zewnątrz samochodu. VIN musi się także znajdować w okolicy silnika (koło prawego amortyzatora lub na przegrodzie czołowej). Kolejne miejsce jest mniej oczywiste – okolice zatrzasku przednich drzwi po stronie kierowcy. W jeszcze innych przypadkach VIN umieszczany jest także pod przednim dywanikiem po stronie pasażera. Tutaj przydatna instrukcja.

Czym charakteryzuje się numer VIN?

VIN w każdym miejscu w samochodzie powinien być identyczny, a także zgadzać się z dokumentami. Jeśli choć jeden znak się nie zgadza powinna zapalić nam się czerwona lampka w głowie. Istnieje wiele realnych niebezpieczeństw o których warto wiedzieć; auto mogło być kradzione lub zrobione „na nowo”, z kilku różnych pojazdów, VIN mógł być przeszczepiony z innego samochodu, to tylko niektóre z niebezpieczeństw, o których warto wiedzieć.

6 najczęstszych oszustw przy sprzedaży aut używanych.

Jeśli jednak numery VIN są wszędzie takie same to nadal nie spieszmy się z wyciąganiem portfela, bo nadal jest wiele istotnych informacji, które pomogą nam w świadomym zakupie i które chcielibyśmy poznać, o czym napiszę za chwilę. Do tak ważnej decyzji jak zakup samochodu warto się dobrze przygotować i użyć tych narzędzi, które są w naszym zasięgu jeszcze przed organizowaniem oglądania samochodu, co wiąże się często z poświęceniem sporego czasu i niejednokrotnie wydatkami.

Lepiej na spokojnie sprawdzić wszystko, na co pozwala nr VIN nie ruszając się z domu. Można skorzystać z profesjonalnej strony Autoraport.pl, która korzysta z niezależnych źródeł takich jak; ubezpieczyciele, wydziały komunikacji, aukcje samochodowe, policja, urzędy stanowe, autoryzowane stacje obsługi ASO, aukcje pojazdów po szkodzie całkowitej. Jednym słowem taka usługa będzie kompleksowa.

Czego możemy się dowiedzieć z pomocą numeru VIN?

(Photo: domino_dude)
(Photo: domino_dude)

Za pomocą numeru VIN możemy w Autoraporcie sprawdzić takie informacje jak: ile samochód ma lat, czy brał udział w wypadkach, jeśli tak to jakich. Możemy się dowiedzieć które części w samochodzie zostały wymienione, jaki był jego przebieg albo czy auto nie było kradzione. Ta ostatnia kwestia jest o tyle ważna, że w przypadku nawet rutynowej kontroli policyjnej może okazać się, że samochód, za który przecież zapłaciliśmy, zostanie nam zabrany. Próżno wtedy liczyć na zwrot kosztów czy też zadośćuczynienie – zapewne sprzedawca szybko wyprze się transakcji, a my zostaniemy nie dość, że bez samochodu to jeszcze z dużym problemem, niestety polskie prawo w tej sytuacji stoi po stronie sprzedawcy.

VIN to przepustka do wiedzy.

4114832700_451cb31405_z

Bardzo często sprzedawcy potrafią skutecznie nami manipulować i zachęcać do kupna auta, które w rzeczywistości nie ma nic wspólnego tym, co opisane jest w dokumentach i co widać na zdjęciach w ogłoszeniu. Nie bądźmy naiwni, niech każdorazowe sprawdzanie numeru VIN  stanie się nawykiem w naszych poszukiwaniach odpowiedniego samochodu. Numer VIN jest kluczem dzięki któremu możemy skorzystać z serwisu Autoraport, który właśnie umożliwia sprawdzenie historii samochodu. Czy kupując używany samochód nie chcemy znać jego przeszłości? Wiedzieć, czy miał wypadki, jeśli tak to jakie? Czy wiedza o tym, że samochód był kradziony, albo służył jako auto firmowe nie wpłynie na nasze decyzje zakupowe? Jeśli tak to lepiej poznać prawdę przed sięgnięciem po portfel.

Numer VIN to także klucz do poznania Oryginalnych Danych Technicznych, które znaleźć można w każdym Autoraporcie. Dzięki nim dowiemy się w jakim stanie był samochód zaraz po wyjechaniu z fabryki. Taka wiedza pozwala nam prowadzić osobiste śledztwo, które części, elementy wyposażenia są oryginalne, a które nie.

Ile procent oryginału jest w Twoim samochodzie?

W naszym interesie jest wiedzieć jak najwięcej. Pomyślmy jak wiele kłopotów możemy sobie zaoszczędzić wiedząc, co działo się z samochodem o którego zakupie myśimy. Jaki to atut w ręku przy negocjacjach cenowych wiedzieć, że auto miało np stłuczkę, którą sprzedawca próbuje przed nami ukryć, albo o której po prostu nie wie.

Sprawdzanie VIN powinno się stać naszym nawykiem, kiedy jesteśmy zainteresowani samochodem używanym, czy to od obcego nam sprzedawcy, czy nawet od znajomego, który po prostu może nie być świadomy przeszłości pojazdu na sprzedaż.

Nie wahajmy się pytać sprzedawcę o numer VIN tym bardziej, że ma on zawsze obowiązek udzielić nam tej informacji. Jeśli pytając o numer VIN spotkamy się z odmową, lepiej poszukać innego samochodu.

 

Jazda próbna – czyli egzamin ostateczny

(Photo: Robert Couse-Baker)
(Photo: Robert Couse-Baker)

Obejrzeliśmy pojazd, porozmawialiśmy z właścicielem, mamy w jednej ręce dokumenty, w drugiej gotówkę, więc pora na jazdę próbną! W przypadku samochodów używanych to właśnie jazda próbna jest ostatnim sprawdzianem, tym co determinuje zakup. Jak się do niej przygotować?

Musisz mieć do czego porównywać

Każdy z nas ma konkretny przedział cenowy, w którym się porusza zanim zakupi dany model samochodu. Jeżeli jesteśmy zdecydowani na jakiś konkretny samochód to musimy mieć jakiś pogląd na jego temat. Kupujesz samochód na przykład za 10 tysięcy złotych i upatrzyłeś sobie Fiata Stilo. Przekonuje Cię on ceną, opiniami, a model, który zamierzasz kupić mieści się w Twoim budżecie i nie wykazuje na pierwszy rzut oka żadnych usterek.

Co powinniśmy zrobić przed jazdą tym Stilo za około 10 tysięcy złotych? Przejechać się Stilo znacznie droższym, z tym samym silnikiem. A dlaczego? To prosta sprawa. Jeżeli przejedziemy się tym konkretnym modelem, który jest droższy (na pewno nie jest taki bez przyczyny) będziemy mieli do czego porównywać model, który mamy zamiar kupić. To również zapewne nie będzie ideał w stanie fabrycznym, ale skoro jest droższy, to na pewno coś jest w nim lepsze poza rocznikiem, czy przebiegiem. Przejechaliśmy się droższym Stilo, które nie wzbudzało w nas żadnych obaw. Teraz jedziemy tym, które chcemy kupić. Czy kierownica i skrzynia biegów chodzi tak samo gładko? Czy silnik pracuje tak samo, a może głośniej? Jak to jest ze zużyciem wnętrza w tamtym i naszym potencjalnie nowym samochodzie? Rozumiecie już co mam na myśli? Gdy macie do czego porównać, jest Wam zwyczajnie łatwiej zadecydować, czy aby na pewno ten konkretny model jest wart swojej ceny. Czy ta różnica w cenie dwóch, przykładowych Stilo, którymi jeździliśmy nie zostanie zrównana po 3 miesiącach użytkowania, gdy w tańszym Stilo będziemy musieli wymienić to, co w tamtym działało bez zarzutów. Na rynku samochodów używanych oferty się powielają i nie trudno znaleźć nieco świeższy model i znacznie droższy od budżetu, który sobie zakładaliśmy na początku, dlatego nie trudno będzie Wam się przygotować do jazdy próbnej wykonując taki test. Jeszcze łatwiej, gdy ktoś z naszych znajomych ma ten model, który chcemy kupić. Wtedy Wasza wiedza będzie jeszcze bogatsza.

Jak się robi polskie „bezwypadkowe”. Od lat w naszym kraju odbywa się niekontrolowany import samochodów. Nigdy nie ma pewności, kiedy takie auto naprawdę przywieziono, ani w jakim było stanie.

Typowe usterki

Mechanic making notes on a clipboard during a car service at his workshop - Copyspace

Każdy model samochodu ma jakieś bolączki. Gdy wybieramy się na jazdę próbną obowiązkowo musimy znać typowe usterki tego auta, które chcemy kupić. Dzięki temu będziemy wiedzieli na co przede wszystkim mamy zwrócić uwagę. Jeżeli często pojawiają się luzy w układzie kierowniczym, musimy wiedzieć, jak zbadać tę kwestię podczas jazdy. Szybko zużywające się hamulce? Wykonajmy hamowanie awaryjne, dosłownie uderzmy w pedał hamulca i zobaczmy jak zareaguje samochód. Zwróćcie też szczególną uwagę na to, czy samochodu nie znosi podczas hamowania. Auto ma zahamować w linii prostej, bez waszego udziału i kontrowania kierownicą (niezależnie od modelu). Wszelkiego rodzaju dźwięki w zawieszeniu, silniku, podczas jazdy próbnej musicie mieć wrażliwy słuch i o każdym dźwięku, który was niepokoi natychmiast informować sprzedającego, aby się z niego wytłumaczył. Podczas jazdy musicie sprawdzić dosłownie wszystko, jak auto pracuje przy normalnej jeździe, ale trzeba także go przeciągnąć na wyższe obroty. Zróbmy kilka kółek po rondzie, albo po parkingu, w obie strony. Wszystko po to, aby sprawdzić, jak auto trzyma się drogi, czy opony nie piszczą podczas ostrych zakrętów, czy kierownica nie stawia oporu podczas skręcania w prawo, albo lewo. Jedna z rzeczy, którą robię w każdym testowanym samochodzie – rozpędzam się, wrzucam drugi bieg, przechodzę na jakieś 3 tysiące obrotów i zdejmuję nogę z gazu. Jeśli wyczuwam mocne szarpnięcia to moę być pewny, że coś tu nie gra tak jak powinno.

Jeżeli testujemy auto w mieście musimy znaleźć odcinek drogi, na którym możemy się rozpędzić przynajmniej do 70 km/h. Sprzedający nie może mieć do Was „ale”, jeśli chcecie przetestować auto dodatkowych 10-15 kilometrów. Wszystko po to, aby sprawdzić jak pracuje auto na wyższych biegach; piątym, czy szóstym biegu (jeśli auto taki posiada). Ważne jest, czy samochód przy wyższej prędkości nie zaczyna szaleć – kierownica drży, słychać huczenie z łożysk, zaczyna nas lekko znosić na prawo lub lewo. Sporo usterek nie pojawia się przy prędkości 50km/h, dlatego tak ważne jest, aby test trwał dłużej niż 5 minut.

Nie zawsze siadajmy za kierownicą jako pierwsi

(Photo: Tours and Tales.com)
(Photo: Tours and Tales.com)

Często spotykałem się z zaskoczeniem ze strony sprzedającego, gdy poprosiłem, aby to on prowadził samochód jako pierwszy. Robię to praktycznie zawsze, gdy kupuję samochód dla siebie. Siadam na siedzeniu pasażera i daję jasne instrukcje kierującemu – proszę przyspieszyć, zahamować i puścić kierownicę, proszę zwolnić, a ja zaciągnę hamulec ręczny. Wszystko po to, aby być maksymalnie skupionym na samochodzie, a nie na jeździe nim. Gdy siedzimy na siedzeniu pasażera możemy 100% swojej uwagi poświęcić na potencjalne mankamenty. Oprócz tego, zupełnie przypadkiem wykonujemy jeszcze jeden dodatkowy test, ważny wtedy, gdy kupujemy samochód od prywatnego właściciela. Możemy zobaczyć, jakim kierowcą jest sprzedający, czyli jak był użytkowany przez ostatnie lata. Jeżeli nie jest on zbyt dobrym kierowcą to od razu rzuci się Wam w oczy, przy zmianie biegów, parkowaniu, hamowaniu. Czy sprzedający nie nadużywa sprzęgła, czy nie podciąga samochodu do granic wytrzymałości. Oczywiście nie informujemy o tym sprzedającego w żaden sposób, nie mówimy – proszę jechać, tak jak Pan jeździł zawsze, bo na pewno tak jechał nie będzie. Zwyczajnie zwracamy się do sprzedającego właściciela – niech Pan jedzie pierwszy, ja siadam na siedzeniu pasażera. Ważne, aby rozglądać się po całym pojeździe i nie patrzeć tylko za przednią szybę, bo właśnie po to siadamy na siedzeniu pasażera, aby móc zwrócić uwagę na coś innego. Dopiero po pierwszej przejażdżce na siedzeniu pasażera siadam za sterami samochodu i próbuję robić dokładnie to samo, o co prosiłem właściciela. Dzięki temu mogę sprawdzić, czy samochód reaguje dokładnie tak samo na innego kierowcę.

Warto wziąć kogoś ze sobą na jazdę próbną

(Photo: Dennis Yang)
(Photo: Dennis Yang)

Kupujemy samochód dla siebie i nie zawsze jesteśmy obiektywni. Warto, aby na jazdę próbną wybrał się z nami ktoś ze znajomych, ktoś kto może zna się na samochodach bardziej, niż my sami. Osobiście bardzo często byłem proszony przez znajomych, abym jechał z nimi obejrzeć samochód. Siadałem za kierownicę jako pierwszy, trzeci, czasem w ogóle, ale po prostu tam byłem i nie miałem żadnego interesu w zakupie, czy sprzedaży pojazdu, więc mogłem obiektywnie spojrzeć na dany samochód. Zdarzyło mi się, że mnie nie posłuchano, gdy odradzałem zakup samochodu i ani raz się nie pomyliłem. Ale absolutnie nie sprawia mi przyjemności używanie słów – a nie mówiłem, zwyczajnie proszę o to, aby słuchać głosu obiektywnego następnym razem.

Jak dajemy się nabić w butelkę z przebiegiem samochodu. O cofaniu liczników mówi się już dosłownie wszędzie. Niesamowite jest to, że temat nadal się nie wyczerpuje.

Zakup samochodu to nie wizyta w hipermarkecie, robimy to bardzo rzadko. Często towarzyszą temu wydarzeniu takie emocje, że nieświadomie wyłączamy czujność i podejmujemy pochopne decyzje. Dlatego koniecznie potrzebny nam obok głos rozsądku, ktoś kto tym autem jeździł nie będzie i podejdzie chłodno do sprawy, z dużym dystansem. Parę lat temu brałem na tego typu testy swojego mechanika, co nie do końca okazało się rozsądne. A to dlatego, że jeśli nasz nowy samochód będzie się psuł, to on będzie czerpał z tego zyski. Może warto czasem nagiąć etykę i skłamać? Może zabierzmy ze sobą naszego kolegę i przedstawmy go sprzedającemu jako mechanika? Dla nas dobrze – bo kolega będzie, jak już wspomniałem zdystansowany do samochodu, a dla sprzedającego będzie to specjalista, którego autorytetu podważyć nie można. Warto również przedyskutować ten pomysł, ale ważne by nie zabrać ze sobą laika, bo możemy narobić sobie wstydu, gdy nasz potencjalny „mechanik” kolega zrobi jakąś gafę, która mechanikowi się nie zdarza. Każdy z nas ma w swoim gronie kogoś kto zna się dobrze na motoryzacji i warto taką osobę poprosić o kilka godzin jej czasu. Co dwie głowy to nie jedna!

Sprawdźmy okolicę i znajdźmy stację kontroli pojazdów

(Link do zdjęcia)
(Link do zdjęcia)

Ostatnia, być może najważniejsza kwestia. Nie zawsze kupujemy samochód w naszej okolicy, czasami jedziemy nawet 100-200 kilometrów dalej. Zanim pojedziemy przetestować samochód musimy znaleźć w jego okolicy stację kontroli pojazdów, na której będziemy mogli wykonać przedzakupowe sprawdzenie samochodu. Dzwonimy do konkretnej stacji diagnostycznej i mówimy jak wygląda sprawa – przyjeżdżam w Państwa okolicę kupić samochód i jadę tam 100 kilometrów, czy mogę do Państwa podjechać sprawdzić samochód w szczegółach, których nie zobaczę przed domem kupującego? Zwyczajnie chciałbym zrobić przegląd samochodu, zanim go kupię. Każdy diagnosta się na to zgodzi, pobierze opłatę i sprawdzi Wasz samochód jeszcze chłodniejszym spojrzeniem niż osoba trzecia. Raz słyszałem wprost od diagnosty następujące słowa – nie mam pojęcia, gdzie to auto przeszło przegląd techniczny, ale ja bym go nie puścił. Warto to robić przede wszystkim w przypadku samochodu, który przegląd przeszedł niedawno, bo uwierzcie mi wielu sprzedających ma takie znajomości, że podbicie przeglądu odbywa się bez udziału samochodu, wystarczy dowód rejestracyjny.

6 najczęstszych oszustw przy sprzedaży aut używanych. Jak możesz ich uniknąć? Poznaj fakty i nasze rady jak się nie dać oszukać

No i zanim wybierzecie się na jazdę próbną bardzo przydatne może okazać się sprawdzenie VIN, musicie mieć pewność, że auto po które jedziecie ma jasną historię. Tutaj z pomocą przychodzi Wam Autoraport,  gdzie w szczegółach sprawdzicie historię pojazdu, z obiektywnego i pewnego źródła, oryginalne dane techniczne, czyli co samochód miał na stanie gdy wyjeżdżał z fabryki kilka, kilkanaście lat temu. To ważne, bo jeśli zniknęły z drzwi na przykład elektryczne szyby, albo samochód ma nieoryginalny autoalarm, czy centralny zamek lepiej abyśmy o tym wiedzieli, zanim go kupimy. Jeśli sprzedający próbował poprawiać fabrykę strzeżcie się i strońcie od takich samochodów.

Przejechałeś się tym samym, droższym modelem, masz u swego boku znajomego, który na samochodach się zna, w jednej ręce gotówka, w drugiej wydruk Autoraportu, w głowie wiedza na temat typowych usterek i maksymalne skupienie? Tak! Teraz możesz jechać na jazdę próbną. Powodzenia!

Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, podziel się nim na facebooku (kliknij „share” po lewej stronie), albo zostaw swój komentarz poniżej.

Zima nadchodzi, powraca temat ogumienia!

(Photo: Andy Rennie)
(Photo: Andy Rennie)

Zima a wraz z nią temperatury spadające poniżej zera oraz pojawiające się opady śniegu to niebezpieczny czas na naszych polskich drogach. Pierwsze nieprzewidziane opady śniegu to powód wypadków, kolizji i karamboli, bo zwyczajnie opony letnie nie dają rady podczas niższych temperatur. Dzisiaj porozmawiamy właśnie o oponach.

Opona to jedyna część samochodu, która styka nas z drogą.

To zdanie ukazało się kiedyś w jednej z reklam opon i trafia ono w sedno sprawy. Po tym jednym zdaniu powinniśmy dojść do szybkiego wniosku, że na oponach nie warto oszczędzać. Wiele zależy od samochodu, ale drogę hamowania determinuje właśnie opona, która albo będzie się ślizgać, albo wgryzie się w śnieg, mokry asfalt lub błoto. Znam ludzi, którzy cały rok jeżdżą na oponach letnich i wbrew pozorom nie są to osoby nieodpowiedzialne z natury, lecz kilku z nich to świetni kierowcy, którzy w dodatku mają samochody z napędem na tył. Wiecie do czego zmierzam? Urządzają sobie niezłą zabawę na śniegu, goniąc własny bagażnik. Ja jednak wolę nazywać ich samobójcami, bo jakim kierowcą byś nie był, to musisz mieć wyobraźnię. Co w sytuacji, gdy na ośnieżoną drogę wyskoczy Ci dziecko? Hamowanie pulsacyjne? ABS? Zapomnij! Letnia opona będzie się zachowywać jak tenisówki na lodzie. Jeżeli świadomie rezygnujesz z opon zimowych to mam dla Ciebie radę – zrezygnuj również z obuwia zimowego. Pobiegaj po oblodzonych, zaśnieżonych chodniku w trampkach i policz ile razy się wywrócisz. Następnie zdaj sobie sprawę z tego, że tak samo jak Twoje nogi wyposażone w niewłaściwe obuwie, zachowa się samochód wyposażony w niewłaściwe ogumienie. Jest tu jednak mała różnica – wywracając się na śniegu sam, skończysz z kilkoma potłuczeniami, a gdy zaczniesz tańczyć na śniegu samochodem, z dużo większą prędkością możesz za sobą pociągnąć zdrowie, a nawet życie ludzi znajdujących się wokół ciebie.

(Photo: lmnop88a)
(Photo: lmnop88a)

Temat jest bardzo poważny, bo samochodów i kierowców na naszych drogach przybywa i bardzo często musimy myśleć za innych. Jeśli przed nami będzie jechał młody kierowca, wyposażony w dobre opony i nagle zdecyduje się zahamować awaryjnie (czego my, doświadczeni kierowcy nigdy byśmy nie zrobili w tym momencie) możemy wylądować w jego bagażniku i narazić się na koszty. No właśnie – tutaj pojawia się magiczne słowo koszty! Wymiana opon, zakup nowych niesie za sobą pewne wydatki. Jeśli jesteś osobą oszczędną z góry radzę Ci przesiądź się na autobus, albo policz ile będzie Cię kosztowała kolizja z innym samochodem (to bardzo optymistyczna i łagodna wersja tego co może się stać na oponach zimowych) i skonfrontuj to z ceną opon zimowych do Twojego samochodu. Zapewniam Cię, że wynik tego porównania sprawi, że zdecydujesz się odwiedzić w ciągu najbliższych tygodni wulkanizatora.

Różnice między letnimi, a zimowymi oponami

oponyporownanie

Musimy sobie zdać sprawę, że w przypadku opon zimowych nie chodzi tylko o rodzaj bieżnika, czy strukturę. Nie raz słyszałem – nie ma śniegu więc po co mi zimówki? Już wyjaśniam. Chodzi głównie o to z jakiego materiału zrobione są zimowe opony. Gdy temperatura spada opona letnia zwyczajnie twardnieje, ponieważ mieszanka z której została zrobiona nie jest przystosowana do tak skrajnej temperatury. Zimowa opona pozostaje miękka, dokładnie taka jaką była, gdy zakładaliśmy ją na początku i stąd właśnie bierze się jej przyczepność. Jeżeli nie wierzycie to polecam sprawdzić, nawet teraz gdy temperatury nad ranem spadają do 0 stopni. Większość kierowców, którzy zmieniają opony w zależności od pory roku robią to, ponieważ mieli okazję wpaść w poślizg na oponach letnich. Ja również miałem nieprzyjemną okazję wpaść w poślizg na rondzie, w BMW na letnich oponach (dodam tylko, że nie był to mój samochód), gdzie na szczęście udało mi się wytracić prędkość, zachować zimną krew i nie użyć hamulca, który w takiej sytuacji może się okazać gwoździem do trumny. Na moje szczęście natężenie ruchu nie było duże, prędkość z jaką jechałem również, więc nic poważnego się nie stało, ale serce prawie skoczyło mi do gardła. Od tamtej pory nie mam zamiaru ryzykować i mimo pewności co do swoich umiejętności za kierownicą nie staram się ich weryfikować na drodze pełnej innych kierowców.

Zakup opon, na co się zdecydować.

(Photo: shrk)
(Photo: shrk)

Gdy dochodzimy do meritum, wybieramy się do wulkanizatora po opony pojawia się szereg pytań. Na jaką markę się zdecydować? Czy kupić nowe, a może używane opony? Czy wystarczy jedna para opon? Odpowiedzi na te pytania stoją na waszym podjeździe. Wszystko zależy od tego – jakim samochodem jeździcie, jak często jeździcie i gdzie jeździcie. Magazyny motoryzacyjne wykonują szereg testów, na które my sobie nie możemy pozwolić. Warto poszperać w internecie, albo sięgnąć po taki magazyn i sprawdzić jak wyszło takie porównanie. Wiemy, jak wielu jest producentów opon na naszym rynku, jedni kuszą ceną, inni nazwą, a dzięki testom w formie tabelki będziemy mogli rzucić okiem na dosłownie każdy parametr opony – droga hamowania na śniegu, droga hamowania na śliskiej nawierzchni, cena, gwarancja itd. Napisałem na początku, że nie warto oszczędzać, ale to nie dlatego, abyście wszyscy ruszyli do wulkanizatora i wybrali opony po 400 złotych za sztukę. Wszystko zależy jak dużo jeździcie i gdzie jeździcie. Jeżeli w Waszym mieście drogowcy dbają o stan dróg i śnieg nie zalega tam zbyt często to może warto pomyśleć o oponach używanych, z bieżnikiem, który nadal nadaje się do użycia. Ci co znają się na rzeczy wiedzą już co w poprzednim zdaniu jest nie tak. Czy bieżnik to kwestia podstawowa? Absolutnie nie! Pierwszą rzeczą, na jaką zwracamy uwagę jest wiek opony! Z biegiem czasu, niezależnie od tego jak często było użytkowana i jak przechowywana struktura opony ulega nieodwracalnym zmianom. Dlatego szacuje się, że żywotność opony to maksymalnie 6 lat i tego kryterium trzeba się trzymać. Niech Was nie przekonują tłumaczenia handlarzy oponami, że pochodzą z południa Francji, że są od aut z przebiegiem 20 tysięcy kilometrów, 6 lat tylko tyle Was interesuje.

(Photo: Dean Hochman)
(Photo: Dean Hochman)

Opony z zachodu przyjeżdżają do nas kontenerami i w większości są to opony pochodzące z aut powypadkowych, dlatego jeśli już decydujemy się na używane opony warto dokładnie zbadać ich pochodzenie, a najlepiej szukać opon od prywatnego właściciela, opon które nie dość, że są tańsze w zakupie, to często mają pewniejszą historię. Jeżeli natomiast jeździcie bardzo często samochodem, zdarza się Wam pokonywać ścieżki, na których śnieg zalega parę dni, a drogowcy nie nadążają z odśnieżaniem i zabezpieczaniem nawierzchni warto dołożyć tych kilka stówek i kupić nowe opony, z gwarancją. Różnice cenowe są czasem niewielkie, kiedyś znalazłem używane opony za 90 złotych za sztukę i byłem gotowy je kupić. Czysta ciekawość wysłała mnie do wulkanizatora, gdzie czekały na mnie nowe opony za uwaga – 140 złotych za sztukę. Wiadomo – wydałem 200 złotych więcej, ale zamiast 4 letnich opon, które pojeżdżą góra dwa sezony, miałem nówki, z żywotnością 6 lat, których koszt przy ewentualnej sprzedaży pojazdu zwróci się i to w sporym stopniu.

opony_zimowe_kleber_195_65_15_komplet_zima_pozna_36504

Czy warto oszczędzić i założyć tylko jedną parę opon? Tutaj wiele zależy od tego jak srogą zimą obdarzy nas matka natura. W Polsce nie mamy obowiązku jeżdżenia na oponach zimowych i wielu decyduje się na założenie tylko jednej pary, choć tutaj pojawia się kolejne pytanie – gdzie założyć? Na tył, czy może na przód? Szczerze Wam powiem, że ilu wulkanizatorów i mechaników, tyle odpowiedzi. Jedni twierdzą, że na koła napędowe, a co gdy mam napęd na tył? Wtedy o kierunku jazdy na śniegu mają decydować letnie opony? Wątpliwości, które pojawiają się przy takim wariancie i ta niepewność w zachowaniu pojazdu sprawiają, że lepiej machnąć ręką i założyć komplet opon. Ale jeśli jeździcie waszym autem kilka lat, już to robiliście i jesteście pewni tego rozwiązania nie mam zamiaru Was przekonywać do innej opcji, bo Wy sprawdziliście sami, jak to wygląda w rzeczywistości, a ja nie.

Opony wielosezonowe – dobre na wszystko?

całosezonowe

Dochodzimy do rodzaju opony, który bardzo lubimy w naszym kraju. Wielosezonówki, czyli dwa w jednym. Mają nas zatrzymać na suchym asfalcie i pomóc, gdy wpadniemy na śniegu w poślizg, genialnie, nie muszę kupować dwóch par i jestem bezpieczny! Ciężko wyczuć sarkazm w słowie pisanym, ale brzmi on właśnie tak, jak poprzednie zdanie. Sprawdza się stare przysłowie – jeśli coś jest do wszystkiego, to w gruncie rzeczy jest do niczego. Opony wielosezonowe miałem okazję mieć w swoim pierwszym samochodzie. Gdy mieliśmy letnią ulewę nie potrafiłem przewidzieć, jak się zachowają podczas awaryjnego hamowania, a na ośnieżonym odcinku drogi jazda z prędkością 70km/h skończyła się w zaspie śniegu. I nie były to tanie, używane opony, tylko zupełnie nowe opony z przedłużoną na 4 lata gwarancją! Od tamtej pory powiedziałem – nigdy więcej opon wielosezonowych. Moim zdaniem zakładanie takich opon to trochę hazard. Zakładamy się z matką naturą, o warunki pogodowe. Jeśli w danym roku zarówno w lato, jak i zimę pogoda nas oszczędzi, to wygraliśmy. Natomiast jeśli będą nas nawiedzać deszcze w lipcu i śnieżyce w styczniu to przegraliśmy i obyśmy przegrali tylko zakład, a nie życie.

(Photo: Dennis Sitarevich)
(Photo: Dennis Sitarevich)

Czy przesadzam sugerując, że opony wielosezonowe są niebezpieczne? Absolutnie nie! Tym bardziej dla niedoświadczonych kierowców, bo to jest wybór środka, które w średnich warunkach sprawdzają się świetnie, natomiast w skrajnych mają więcej problemów, niż standardowe opony. Tutaj również decydować o wyborze będzie częstotliwość użytkowania samochodu. Bo jeżeli masz przed domem auto miejskie i jeździsz 5-10 tysięcy kilometrów rocznie to może być dobry wybór, w innych przypadkach musisz zrobić rachunek zysków i strat. Zarówno dziennikarze, jak i producenci zalecają dwa komplety opon. Skoro producenci zalecają, to po co produkują opony wielosezonowe? Bo jest na nie zapotrzebowanie, bo my chcemy je kupować i to w zasadzie jedyny powód. Warto też sprawdzać na bieżąco newsy w tej kwestii, bo producenci od lat głowią się nad złotym środkiem. W tym roku takim producentem jest Michelin, który stworzył oponę – CrossClimate. Sam chętnie przetestowałbym takie opony w swoim samochodzie (więcej informacji: http://www.auto-swiat.pl/wiadomosci/rewolucyjna-opona-michelin-crossclimate/bng0z), choć cena trochę odstrasza. Wielosezonowe opony to kompromis, który nie w każdej sytuacji się sprawdza, sami wiemy jak to wygląda w życiu. Idąc z kimś na kompromis zarówno my, jak i oponent musimy zrezygnować z części swoich racji, to samo jest w kwestii opon. Ja jestem z natury osobą bezkompromisową, więc opony wielosezonowe dla mnie nie istnieją.

Wulkanizatorzy już na nas czekają

Mechanic adjusting the tire wheel at the repair garage

Uzupełniając temat warto odpowiedzieć na pytanie – kiedy wymienić opony? Osobiście sugeruję się temperaturą panującą na dworze. Jeżeli zaczyna spadać poniżej zera coraz częściej, a prognozy nie przewidują nagłego ocieplenia to nie waham się ani chwili i zmieniam opony na zimowe. Sporo osób zdecydowało się już na wymianę opon, po ostatnim, jednodniowym ataku zimy, ale ja póki co pozostałem przy oponach letnich, bo temperatura w najbliższych dniach ponownie wraca do jesiennych standardów i jeśli zaskoczy mnie deszcz, przy 15 stopniach to wolę mieć na felgach opony letnie.

Gdy już wymienimy opony, gdzie przechowywać letnie na kolejny sezon? Tutaj ponownie najważniejszą kwestią jest temperatura. Jak już wiecie – opony letnie twardnieją w niższych temperaturach. Jeśli macie zamiar je rzucić na podwórko i przykryć kocem, czy folią na zimę to radzę Wam od razu je wyrzucić na śmietnik. Muszą być w suchym miejscu, nie narażonym na warunki atmosferyczne, temperatura w takim miejscu nie powinna spadać poniżej 10 stopni, a najlepiej aby była wyższa. Jeżeli Wasza piwnica, garaż w zimę pokrywa się szronem to może warto zostawić opony u wulkanizatora, bo wielu za niewielką opłatą oferuje przechowanie opon na zimę. Wtedy nie zostawiajcie wszystkiego w rękach wulkanizatora, upewnijcie się gdzie będą leżeć przez najbliższe miesiące Wasze opony, bo kilka razy już widziałem opony w drewnianym baraku na zapleczu warsztatu, ponownie stosujcie zasadę ograniczonego zaufania. Weźcie sobie do serca te rady i uzbrójcie się w rozsądek i wyobraźnię na najbliższe miesiące.

 

Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, podziel się nim na facebooku (kliknij „share” po lewej stronie). Zostaw nam też swój komentarz poniżej.

Odwieczny dylemat – skrzynia automatyczna, czy manualna?

(Photo: Red Rose Exile)
(Photo: Red Rose Exile)

Jakiś czas temu zauważyłem, że doświadczeni kierowcy dzielą się na dwie grupy – radykalnych i jałowych. Ci pierwsi nigdy nie zamienią skrzyni automatycznej na manualną i na odwrót – użytkownik skrzyni manualnej w życiu nie wsiądzie do samochodu z automatem. Druga grupa w jakie auto nie wsiądzie, takim jedzie i nie robi z tego specjalnego wydarzenia. Ale czy jest jakaś recepta na rozwiązanie tego dylematu? Przekonajmy się!

Komfort, wygoda, wolna lewa noga i prawa ręka.

Tak jest! To wszystko tylko i wyłącznie w aucie z automatyczną skrzynią biegów. Nawet najwięksi fani manualnej skrzyni biegów zgodzą się, że w ciągłych korkach błogosławieństwem jest posiadać skrzynię automatyczną. No bo kto z nas lubi przeskakiwać z luzu na jedynkę, na 2 sekundy na dwójkę i wracać do punktu wyjścia? Nikt nie jest na tyle szalony, lepiej by ktoś robił to za nas. Na drodze, gdzie prędkości przybierają już trzy cyfrowe liczby zdania są podzielone. Gdy jedziemy 1000 kilometrów w trasę manualna skrzynia może nas zmęczyć, a automat zanudzi na śmierć, nie ma na to reguły. Jeśli chodzi o mój stosunek do automatycznej skrzyni biegów to stwierdzam jasno (i w zasadzie nieskromnie), że w moim przedziale cenowym nie ma automatu, który zmienia biegi szybciej i sprawniej niż ja. Ale nie będę oszukiwał Was i samego siebie – cholernie drażni mnie machanie prawą ręką przez godzinę, gdy trafię na korek. Cholernie drażniło mnie także machanie skrzynią w Volkswagenie, którego jakiś czas temu miałem, bo był dla mnie bezpłciowy i przy wyższych obrotach brzmiał jak kruszony lód w sokowirówce. O tak, pragnąłem automatu w moim Volkswagenie, a że go nie miałem pozbyłem się samochodu po 3 miesiącach. W Fordzie, którego mam teraz z kolei nie wyobrażam sobie, że miałby sam za mnie zmieniać biegi, a to dlatego, że jako motomaniak poprawiam sobie humor dociśnięciem auta na wyższe obroty i szybką zmianą na kolejny bieg.

(Photo: Robert Couse-Baker)
(Photo: Robert Couse-Baker)

Oczywiście wiem, że mamy tryb dynamiczny w większości automatów, ale to nigdy nie będzie to samo. No właśnie; tryb dynamiczny – jak sprawdza się na trasie? Miałem możliwość jechać dość mocnym samochodem i zbiegiem okoliczności był to Volkswagen, a konkretnie Phaeton z V12 pod maską i szczerze? Nie wyobrażam sobie manualnej skrzyni w takim samochodzie. Powiem tak – im większy silnik, tym automat staje się bardziej przydatny, a nawet niezbędny. Poza tym to świetny sposób na długie podróże, które nie zawsze przebiegają płynnie, nie zawsze mamy wolny lewy pas i nie zawsze mamy humor i warunki na swawolne zmiany biegów. Gdy mamy na pokładzie 4 osoby nie wyciskamy z niego maksymalnego momentu obrotowego i mocy, staramy się ich bezpiecznie dowieźć na miejsce i tutaj możecie być pewni, że automat się nie pomyli.

Żadna skrzynia nie będzie mi mówić, jak mam żyć!

(Photo: Shunsuke Kobayashi)
(Photo: Shunsuke Kobayashi)

Są momenty, w których automatyczna skrzynia jest koszmarem. Jechałem kiedyś BMW Z3 z automatem i zacytuję klasyka – „w piekle już czekają na tego, który skonstruował tą skrzynię” to kompletna katastrofa. W żadnym trybie bieg nie wchodził tak jak chciałem – proszę o czwórkę, a ten dalej trójka, próbuję redukować do trójki, a tu nie! Uparcie trwa przy czwartym biegu, a samochód sprawia wrażenie, jakby miał zaraz się zadławić. W internecie przeczytacie multum artykułów o automatycznych skrzyniach, które nie wyszły i trzeba się ich wystrzegać.

(Photo: Homayon Zeary)
(Photo: Homayon Zeary)

Wracając do „manuala”, dla mnie to świetna sprawa. Jasne, drażni w korku, jest zdana tylko na mnie, a człowiek istota mylna i gdy wrzuci 1 zamiast 3 może zabić, ale dla mnie jest też druga strona medalu. Jako pasjonat motoryzacji czerpię radość z jazdy, a zmiana biegów to forma wyrażania siebie, której mnie pozbawiono w wielu samochodach. Było sporo aut, w których przetestowałem oba rodzaje skrzyń i w sumie tylko w jednym byłem pewien, że chcę automat – Mercedesie klasy E. Reszta nie do końca wiedziała czego chcę, nie reagowała na moją prawą nogę tak jak powinna, zwyczajnie nie synchronizowała się w 100% z moimi potrzebami. I to musicie brać pod uwagę, że czasem automat wrzuci bieg, którego nie chcecie i nic z tym nie zrobicie. W skrzyni manualnej macie pełną kontrolę nad sytuacją, a ja na przykład lubię mieć kontrolę nad tym co się dzieje wokół mnie, a w samochodzie w szczególności. No i dodajmy coś jeszcze – z manualną skrzynią zawsze możecie być dynamiczni, w sekundę zmienić zdanie, automat nie zawsze Wam na to pozwoli, a w starszych samochodach zawsze będzie wolniejszy od manualnej wersji.

Koszty utrzymania skrzyni biegów.

Jak w każdym przypadku, tak i tutaj wszystko zależy od tego jak jest eksploatowany samochód. Ale nie da się ukryć, że serwisowanie automatycznej skrzyni biegów jest znacznie droższe niż skrzyni manualnej. A jeśli przyjdzie Wam wymieniać skrzynię w całości, różnica w cenie może być dziesięciokrotna i to nie żart! Jest też powszechny stereotyp, że automatyczne skrzynie psują się częściej niż manualne, ale z tym się nie zgodzę. To zależy od konkretnego modelu samochodu, bo na własne oczy widziałem Opla Omegę B z przebiegiem 390 tysięcy i automatem od nowości, a także taką z manualem, gdzie skrzynia posypała się przy 250 tysiącach, a samochód był od pierwszego właściciela. Co ciekawe, mechanik stwierdził, że „te skrzynie tak mają” co było dla mnie przedziwne.

Zdania są podzielone, bo przy normalnej eksploatacji w większości przypadków skrzynia manualna rzeczywiście wytrzyma więcej, ale gdy intensywnie użytkujemy samochód, a co gorsza za jego kierownicą siada regularnie więcej niż jedna osoba to sytuacja się odwraca. Każdy ma inną nogę do sprzęgła i nie raz wsiadając po kimś, do chociażby samochodu służbowego sprzęgło chodziło zupełnie inaczej niż po mojej zmianie. Dlatego przy wyborze rodzaju skrzyni nie kierujcie się kosztami w jej utrzymaniu, ale odpowiedzcie sobie na pytanie, ilu regularnych kierowców będzie miał samochód?

(Photo: adogcalledstray)
(Photo: adogcalledstray)

W obu przypadkach skrzyń biegów, to co  przemawia do nas najbardziej, to fakt w jakiej jest ona kondycji. Gładkie przechodzenie między biegami, bez szarpnięć i dziwnych odgłosów to w obu przypadkach konieczność. Oczywiście w starszych samochodach z manualną skrzynią mamy wodziki, wybieraki skrzyni, których wymiana kosztuje grosze i nie należy skreślać samochodu na starcie z powodu niesprawności tej części skrzyni. W przypadku automatycznej skrzyni sprawa jest bezkompromisowa – wszystko musi chodzić jak szwajcarski zegarek. Odczuwalne szarpnięcia są niedopuszczalnie, tak samo odgłosy przy zmianie biegów i przechodzeniu z drive na reverse. Tak więc sprawa jest prosta o ile w manualu pewne niedoskonałości nie zwiastują wydatków na początek zakupu, to w przypadku automatu jest na odwrót, musicie być czujni i najlepiej przejechać się sprawnym automatem, jeśli wcześniej nie mieliście do czynienia z tego typu skrzynią biegów.

Co tu więcej dodawać? Wybór należy do Was! Komfort i spokój, czy pełna kontrola i kolokwialnie ujmując „fun”. Na koniec dodam ciekawostkę, że firma Saab próbowała kiedyś połączyć wygodę skrzyni automatycznej z pełną kontrolą nad zmianą biegów w manualnej wersji. Jak to możliwe? Skrzynia typu sensonic, bo taką nazwę nosi ten system ma normalny lewarek zmiany biegów, ale nie ma pedału sprzęgła, zmianą biegów steruje mózg Saaba. Jechałem kiedyś Saabem z sensoniciem i… była to totalna klapa! Pomysł nie wypalił, system był strasznie awaryjny, bo zwyczajnie nie da się zgrać mózgu maszyny z mózgiem człowieka, póki co musimy się zdecydować, albo jedno, albo drugie.

Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, podziel się nim na facebooku (kliknij „share” po lewej stronie)

Możesz też zostawić nam swój komentarz poniżej.

Jak ocenić kondycję silnika po spalinach wydobywających się z rury wydechowej?

A car tail pipe with exhaust coming out

Gdy układ wydechowy w naszym samochodzie zaczyna zamieniać się w komin nie jest to dobra wiadomość. Co prawda w Polsce nie mamy jeszcze tak rygorystycznych przepisów, jeśli chodzi o normy emisji spalin, jak chociażby w Niemczech, ale mimo to zdarzają się samochody, które mają problem z zaliczeniem testu analizatorem spalin na przeglądzie technicznym. Sprawdźmy co zwiastuje dym z rury wydechowej.

Sprowadzamy samochód – czy to aż tak trudne?

(Photo: Margaret Shear)
(Photo: Margaret Shear)

Oglądając ogłoszenia wielu z nas rozgląda się za samochodem sprowadzanym. Za granicą obcowanie z pojazdem odbywa się w zupełnie innych warunkach – lepsze drogi, inna mentalność właścicieli, dokładniejsze przeglądy techniczne, wysokie kary za cofanie liczników. Porównując 5 letnią Skodę Octavię z dieslem z Polski z przebiegiem 200 tysięcy kilometrów, a tą samą, z takim samym przebiegiem z Niemiec prawdopodobnie stan techniczny (w szczególności zawieszenia) Octavii z Polski będzie znacznie gorszy. Jednak ciężko zaufać handlarzom i firmom zajmującym się sprowadzaniem pojazdów, bo to powierzenie swoich własnych pieniędzy w obce ręce. Dzisiaj spróbujemy krok po kroku przejść przez cały etap sprowadzania pojazdu, a na pierwszy ogień bierzemy Niemcy.

Krok 1 : Szukamy samochodu

(Photo: Ministerio TIC Colombia)
(Photo: Ministerio TIC Colombia)

Światem rządzi internet, nie inaczej jest w motoryzacji. Ogłoszenia z Niemiec można łatwo znaleźć korzystając z wujka google i tak oto natrafimy na niemiecką wersję portalu ebay. Za pośrednictwem takiego portalu możemy wybrać kilka pojazdów, z jednego regionu kraju, które mają być potencjalnie nasze. Możecie w szczegółach określić parametry pojazdu, a portal intuicyjny i nawet komunikatywna znajomość niemieckiego wystarczy, aby samodzielnie go obsłużyć.

Najtrudniej znaleźć samochody blisko polskiej granicy, bo tam rządzą handlarze z Wielkopolski, Lubuskiego i Dolnego Śląska. Nie jest odkryciem, że im dalej na zachód, tym tańsze samochody znajdziemy. Mam sporo znajomych mieszkających w Kolonii i Düsseldorfie, czyli w zachodnich Niemczech i ceny są tam znacznie niższe niż chociażby w okolicach Berlina. Nie wierzycie to sami sprawdźcie na portalach. Jeśli nie mamy transportu można skorzystać z samolotu, ale jeśli planujecie zakup na zachodzie Niemiec nie obejdzie się bez noclegu, zwyczajnie nie zdążycie wszystkiego załatwić w jeden dzień. Nie nastawiajcie się też na jeden samochód i pod żadnym pozorem nie wpłacajcie zaliczek będąc w Polsce. Niemieckie portale walczą z plagą oszustów pobierających zaliczki na samochody, które nie istnieją.

Wielu sprzedających ma na swoim placu nie 20 samochodów, jak przywykliśmy w Polsce, tylko 70, 80, nawet ponad 100. Uwierzcie, jest w czym wybierać, choć najlepiej znaleźć od razu kilka aut, w promieniu 20 kilometrów od siebie, aby potem nie szukać na siłę auta po to tylko by nie wracać z pustymi rękami.

Najważniejsze aby przed podróżą sprawdzić te auta na Autoraport.pl i upewnić się, że to co jest reklamowane zgadza się z faktami o pojeździe. Najbardziej pomocne są tutaj Oryginalne Dane Techinczne jak najlepiej z nich korzystać opisałem tutaj. Podobnie jak w przypadku zaliczek, o których pisałem wyżej, również walczy się nieuczciwymi sprzedawcami, którzy reklamują nie do końca to, co znajduje się na placu. Tacy sprzedawcy dobrze wiedzą, że po przebytej  długiej drodze, wydanych pieniądzach i zainwestowanym czasie człowiek nie chce wracać do domu z pustymi rękami. A czym więcej czasu oraz pieniędzy zainwestowaliśmy aby się pojawić na placu w Niemczech, tym trudniej nam będzie odejść od niewłaściwej decyzji. Więc sprawdzamy każde auto zamin pomyślimy o wyjeździe lub wylocie do Niemiec i zwracamy szczególną uwagę właśnie na Oryginalne Dane Techinczne. Pamiętamy też, że nawet jeśli sprawdzimy jedno auto i wyjdzie „pozytywnie”, nie oznacza to że reszta będzie miała ten sam wynik. Sprawdzamy wszystkie auta które nas interesują, dzięki temu zyskujemy spokój oraz wiarygodny obraz sprzedawcy / sprzdawców do których mamy zamiar się wybrać. Oszczędzamy Sobie wielu kłopotów oraz wyrzucania setek złotych w błoto.

 

(Photo: MugeSoydan)
(Photo: MugeSoydan)

Mamy auto, sprawdziliśmy stan techniczny, wyłożyliśmy pieniądze na stół, przechodzimy do bardziej skomplikowanej części.

Krok 2: Co z tymi tablicami rejestracyjnymi?

(Photo: Nacho)
(Photo: Nacho)

Po zakupie udajemy się do niemieckiego wydziału komunikacji (Zulassungstelle) z kompletem dokumentów:

  • Zulassungsbescheinigung I – (odpowiednik naszego dowodu rejestracyjnego), potocznie zwany małym briefem. Dokument musi mieć adnotację i pieczątkę potwierdzającą wymeldowanie. (jeżeli poprzedni właściciel nie wymeldował pojazdu przed sprzedażą).
  • Zulassungsbescheinigung II –  (odpowiednik naszej karty pojazdu, zwany potocznie dużym briefem
  • Dowód zakupu (umowa kupna-sprzedaży)

Otrzymujemy w wydziale nowy dowód rejestracyjny (Zulassungsbescheinigung I), wystawiony już na nasze nazwisko, który będzie nas kosztował 56 euro, oraz ewentualnie nowy Zullasungsbescheinigung II (jest tam miejsce na wpisanie tylko dwóch kolejnych właścicieli, trzeci otrzymuje nowy dokument), to w przypadku gdy trafi nam się od sprzedawcy stary Brief (karta pojazdu)

Teraz staramy się o tablice. Możecie do Polski przyjechać na niemieckich tablicach, ale wiąże się to z obowiązkiem odesłania ich do właściciela i w praktyce Polacy rzadko korzystają z tej opcji. Inny sposób (często nalegają na to prywatni właściciele) to zakup tak zwanych tablic zjazdowych z żółtym paskiem (Kurzzeitkennzeichen) ważnych 5 dni, których koszt to około 70 euro, lub tablic z czerwonym paskiem (Ausfuhrkennzeichen), które kosztują wraz z ubezpieczeniem około 200 Euro ich ważność to 15 dni. Warto wiedzieć; żółte tablice otrzymamy na pojazd, który nie ma ważnych badań technicznych, ale jest technicznie sprawny. W przypadku tablic czerwonych, tu musi być aktualne badanie.

Mając tablice ze specjalnym paskiem trzeba się nastawić na kontrolę na granicy, głównie dlatego, że ubezpieczenie jest ważne tylko przez krótki okres, a bywają handlarze, którzy zupełnie nie przejmują się tym terminem i krążą z autami po Niemczech.

Jak wiadomo Niemcy w kwestii formalności są bardzo dokładni. Po wizycie w urzędzie możemy wracać do Polski.

Krok 3: Stacja kontroli pojazdów

(Link do zdjęcia)
(Link do zdjęcia)

Nasz nowy samochód musi zostać dopuszczony do ruchu w Polsce. Dlatego niezbędne jest wykonanie pierwszego badania technicznego na terenie naszego kraju, którego koszt to 169 złotych.

W odróżnieniu od standardowego badania technicznego, otrzymujemy tutaj specjalny dokument – zaświadczenie o pozytywnym wyniku badania technicznego.

Krok 4: Urząd Celny

Udajemy się, aby uiścić znaną wszystkim opłatę, czyli akcyzę. Dla urzędu celnego potrzebne nam jest ksero briefu, dokumentu potwierdzającego wymeldowanie z terenu Niemiec, formularze, które możemy wypełnić na miejscu. Jak urząd celny wylicza akcyzę? Jeżeli pojemność silnika nie przekracza 2000 cm3 to akcyza wynosi 3,1% ceny pojazdu przeliczonej z euro na złotówki, na podstawie kursu NBP danego dnia. Jeśli samochód ma silnik o pojemności większej niż 2000 cm3, to akcyza jest już kolokwialnie ujmując sroga, bo aż 18,6% ceny pojazdu przeliczanej w dokładnie taki sam sposób. Do ceny doliczamy koszt skarbowy akcyzy, czyli 17 złotych. Po zostawieniu sporej części portfela w Urzędzie Celnym udajemy się dalej.

Krok 5: Tłumaczymy dokumenty

(Photo: )

 

Nawet w niewielkich miejscowościach są tłumacze przysięgli, oferujący tłumaczenie dokumentów opatrzone specjalną pieczątką. Ceny są różne, ale mniej więcej trzeba liczyć około 200 złotych na tą operację. Pilnujmy sobie tej pieczątki, bo oszustów nie brakuje także tutaj. Nie ma atrakcyjnych cen tłumaczenia, amatorscy oszuści czają się także tutaj, więc nie dajcie się nabrać na tłumaczenie dokumentów za 50 złotych.

Krok 6: Urząd Skarbowy

Również w Urzędzie Skarbowym musimy posiadać kserokopię dokumentów pojazdu oraz tłumaczenia z pieczątką. Wypełniamy formularz VAT-24 dostępny również w internecie, uiszczamy opłatę w wysokości 160 złotych, która paradoksalnie nazywa się zwolnieniem z podatku VAT i otrzymujemy stosowne zaświadczenie, które będzie nam potrzebne w wydziale komunikacji.

Krok 7: Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska

Z zupełnie nieznanych mi powodów musimy zasilić też konto NFOŚ. Tutaj czeka nas opłata recyklingowa, która jest stała dla każdego rodzaju pojazdu (niezależnie od parametrów) i wynosi 500 złotych. Na szczęście wystarczy, że wpłacimy ją na konto i będziemy mieli dowód wpłaty, może być z poczty, czy potwierdzenie transakcji z bankowości internetowej. Dobra wiadomość jest taka, że od 1 stycznia 2016 roku nie będziemy musieli płacić opłaty recyklingowej.

Krok 8: Wydział Komunikacji

(Photo: Ireneusz Czechłowski)
(Photo: Ireneusz Czechłowski)

Tutaj kończy się nasza długa droga zalegalizowania pobytu naszego nowego pojazdu. Wszystkie zebrane dotychczas dokumenty składamy właśnie w Wydziale Komunikacji i tutaj potrzebne są nam koniecznie oryginały, a nie kserokopie.

Przed wizytą musimy oczywiście wykupić ubezpieczenie OC, najpóźniej w dniu udania się do Wydziału Komunikacji i nie później niż po upływie ważności ubezpieczenia zakupionego w niemieckim Zulassungstelle (odpowiednik naszego Wydziału Komunikacji). Oryginalne, przetłumaczone dokumenty, zaświadczenie o badaniu technicznym, nowe ubezpieczenie OC, potwierdzenie uiszczenia opłaty recyklinowej, zaświadczenie o zwolnieniu z podatku VAT z Urzędu Skarbowego, a także Brief, dowód wymeldowania, tablice rejestracyjne wymieniamy na polskie dokumenty. Otrzymujemy oczywiście standardowo tymczasowy dowód rejestracyjny, naklejkę na szybę i nowe tablice rejestracyjne. Koszty, jakie musimy ponieść w Wydziale Komunikacji wyglądają następująco: nowe tablice rejestracyjne: 80zł, karta pojazdu: 75zł, pozwolenie czasowe: 12zł, nalepki na tablice rejestracyjne: 11zł, nalepka na szybę: 17zł, opłaty ewidencyjne: 5zł.

I jeszcze na koniec ogólne podsumowanie kosztów:

  • cena transportu do Niemiec
  • cena noclegu / noclegów
  • cena zakupu samochodu
  • ubezpieczenie OC ważne 5 dni i tablice zjazdowe z żółtym paskiem (Kurzzeitkennzeichen) – koszt około 70 euro / albo tablice zjazdowe z czerwonym paskiem  (Ausfuhrkennzeichen) i ubezpieczeniem ważnym 15 dni – koszt około 200 Euro
  • nowy dowód rejestracyjny (Zulassungsbescheinigung)  56 euro
  • pierwsze badanie techniczne w Polsce 169 złotych
  • akcyza (pojemność silnika do 2000 cm3 wysokość akcyzy 3,1%. Powyżej 2000 cm3 wysokość akcyzy 18,6% ceny pojazdu).
  • koszt skarbowy akcyzy 17 złotych
  • tłumacz przysięgły 200 złotych
  • zwolnienie z podatku VAT 160 złotych
  • opłata recyklingowa 500 złotych
  • koszt ubezpieczenia OC
  • nowe tablice rejestracyjne: 80 złotych
  • karta pojazdu: 75 złotych
  • pozwolenie czasowe: 12 złotych
  • nalepki na tablice rejestracyjne: 11 złotych
  • nalepka na szybę: 17 złotych
  • opłaty ewidencyjne: 5 złotych

I tak oto dobrnęliśmy do końca i przeszliśmy przez wszystkie etapy sprowadzenia pojazdu. Ilość dokumentów i urzędów, jakie musimy odwiedzić przeraża, ale biorąc pod uwagę całkowity koszt sprowadzenia i oczywiście nie wliczając w to naszego czasu, jaki musimy poświęcić pokaże, że samodzielne sprowadzenie pojazdu, nawet z noclegiem w Niemczech wyjdzie nas znacznie taniej, niż zakup takiego samego pojazdu, który już został sprowadzony. Jeśli macie ochotę poświęcić swój tydzień urlopu, lub jeśli się sprężycie nawet do 3-4 dni to polecam Wam wydrukować ten poradnik i zasiąść wygodnie przy komputerze.

Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, podziel się nim na facebooku (kliknij „share” po lewej stronie).

Zostaw nam też swój komentarz poniżej.

Negocjacje cenowe samochodu – są prostsze niż Wam się wydaje!

bigstock-Car-Sale-71510689_pln

Dzisiaj będziemy rozprawiać o tym jak prawidłowo negocjować cenę samochodu przy zakupie. Niby zabieg wydaje się trywialny, ale jako że pracuję od kilku lat w handlu detalicznym chcę Wam przedstawić kilka zabiegów, bo w przypadku zakupu samochodu są one szczególne.

… podstawowym błędem w przypadku potencjalnego zakupu jest próba negocjacji ceny już przez telefon.

Nie łatwo w dzisiejszych czasach kupić samochód, nawet jeśli znajdziemy interesujący nas model, często przeszkodą staje się cena. Oczywiście każdy nas podejmuje próbę negocjacji i podstawowym błędem w przypadku potencjalnego zakupu jest próba negocjacji ceny już przez telefon. Większość sprzedających powie nam „coś tam może zbijemy” „przyjedź Pan to się dogadamy” etc. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że próba negocjacji przez telefon daje przewagę sprzedającemu. Dlaczego? Bo wyraźnie dajemy mu sygnał, że zależy nam na samochodzie i prawdopodobnie ma już kupca. Rozmowa o cenie przez telefon nie ma większego sensu, bo aby zbić z ceny trzeba mieć konkretny powód. Są pewne średnie rynkowe, zazwyczaj zejście poniżej takiej średniej wiąże się z wydatkami zaraz po zakupie pojazdu, o czym szerzej można poczytać tutaj.

Jeśli skorzystałeś przed zakupem z Autoraportu, to negocjacja ceny może się okazać znacznie łatwiejsza. Głównie dlatego, że sprzedający nie spodziewa się, że jesteś w posiadaniu historii pojazdu. Zróbmy mały przykład dosyć popularnego na rynku wtórnym, taniego samochodu (bo im tańszy, tym negocjacje są trudniejsze). Właściciel wycenia swojego Lanosa z 1999 roku na 3500 zł, pytamy o ilość właścicieli, ostatni serwis, OC i przegląd no i na tym nasza rozmowa telefoniczna powinna się zakończyć, umawiamy się na termin obejrzenia pojazdu.

… szukamy tego co pozwoli nam zbić cenę – korozja, głośna praca silnika, dziurawy wydech…”

(Photo: starsstop)
(Photo: starsstop)

Jeżeli zależy nam na tym konkretnym modelu, a zdjęcia i dotychczas uzyskane informacje nie wskazują na poważniejsze usterki możemy skorzystać z Autoraportu i z wydrukiem udać się na rozmowę i oględziny pojazdu. Na miejscu przyglądamy się mu dokładnie, inaczej ujmując szukamy tego co pozwoli nam zbić cenę – korozja, głośna praca silnika, dziurawy wydech – bardziej szczegółowo pisałem o tym w innym artykule. Jeśli mniej więcej orientujesz się w cenach możesz sprzedającemu od razu recytować ceny zakupu i wymiany danej części. Warto uzbroić się w taką wiedzę. Poświęcisz godzinę czasu, w asyście wujka google i dowiesz się jakie są najczęstsze usterki modelu, który Cię interesuje oraz ile kosztuje ich naprawa. Dużo sprzedających, w szczególności prywatnych właścicieli wpada w ten sposób w zakłopotanie (sprawdziłem to nie raz, gdy w wolnej chwili jechałem obejrzeć z czystej ciekawości jakiś samochód na sprzedaż, znaleziony na portalu ogłoszeniowym). Gdy już do tego dojdzie i dosłownie zbombardujemy sprzedającego wszelkiego rodzaju informacjami o usterkowości danego modelu, to my przejmujemy pałeczkę negocjacyjną.

Oczywiście sprzedający powinien odczuwać z naszej strony duże zainteresowanie i chęć zakupu, jeśli zależy nam na tym konkretnym modelu. Sprzedający nie może się zmęczyć rozmową z nami, ale ma poczuć, że te wady które my wytknęliśmy znajdzie każdy następny kupujący i zaoferujemy znacznie niższą kwotę, niż ta, którą usłyszy na koniec rozmowy.

“Jeżeli Pan stwierdzi, że wydech da się zrobić taniej śmiało powiedzcie mu, aby to naprawił i wtedy nie będzie żadnych negocjacji cenowych”

(Photo: Martin Lopatka)
(Photo: Martin Lopatka)

Wróćmy do naszego, przykładowego Lanosa. Załóżmy, że ma dziurawy wydech i to w kilku miejscach. Kompletny, nowy wydech do Lanosa to około 300 zł + robocizna, więc już jest dobry pretekst, aby z 3500 złotych, zrobić 3000. Oczywiście sprawdzamy stan opon, bo to kolejna część, którą widać na pierwszy rzut oka i nie wymaga specjalnej wiedzy. W tym konkretnym przypadku, podarujemy sobie szukanie wad w środku auta, bo drobiazgi do Daewoo kosztują grosze i niewiele nam to pomoże. No więc, gdy mamy już ten nasz wydech rzucamy ceną wymiany około 400 – 500 złotych i jak już wcześniej wspomniałem mówimy prosto z mostu, że auto na ten stan jest warte maksymalnie 3000 złotych, a sprawdziliśmy przecież tylko układ wydechowy! Jeżeli Pan stwierdzi, że wydech da się zrobić taniej śmiało powiedzcie mu, aby to naprawił i wtedy nie będzie żadnych negocjacji cenowych. Gwarantuję Wam, że sprzedający na 100% zacznie się wykręcać, kręcić nosem i nie zgodzi się na taki układ. Jeśli nie uda nam się zejść do 3000, na pewno po przyjacielskim – dobra robimy 3100 i piszemy umowę, dojdzie do transakcji. Trzeba twardo podchodzić do tego typu wątku.

Teraz po tym, jak przeczytaliście tą historię zdradzę Wam, że jest ona w 100% autentyczna i do tego zabiegu doszło dosłownie kilka godzin, przed napisaniem artykułu. Stanąłem na cenie 3100 zł i właściciel szedł już po umowę, niestety z racji, że był to tylko eksperyment, do tego artykułu (jakich już miałem wiele) musiałem rozczarować sprzedającego i życzyć mu powodzenia. Ale szczerze Wam powiem, że naprawdę Lanos na którego trafiłem był wart nawet tych 3500 złotych!

“najlepszy z zabiegów to przygotowanie odpowiednio mniejszej kwoty w portfelu.”

(Photo: Kevin Cortopassi)
(Photo: Kevin Cortopassi)

Inny zabieg, jest jeszcze prostszy do wykonania i u mnie skutkował już przy dwóch samochodach. Jeżeli dany pojazd nam się podoba, rzeczywiście widzimy, że wady nie rzutują na użytkowanie pojazdu i nie będą nas kosztowały fortuny, a samo auto jest w porządku i chcemy wrócić nim do domu, najlepszy z zabiegów to przygotowanie odpowiednio mniejszej kwoty w portfelu.

Wróćmy jeszcze do tego Lanosa, który kosztował wyjściowo 3500 złotych. Załóżmy, że właściciel nie zgodził się na 3000 zł, ciągniemy rozmowę dalej, próbujemy się usprawiedliwić w grzeczny sposób. W portfelu natomiast mamy przygotowane dokładnie 3200, wyciągamy na jego oczach portfel liczymy kasę przy nim (oczywiście musi widzieć, że portfel jest pusty po wyciągnięciu całej kwoty) i wręczamy 3100 z tekstem typu – to wszystko co mam, a musi mi jeszcze zostać na paliwo. Myślę, że człowiek który chce sprzedać auto nie będzie się dłużej wahał, to jest mocny argument, bo ma gotówkę przed oczami, która za 10 sekund może być jego i ryzyko jakie zobrazowaliśmy mu chwilę wcześniej – że przyjedzie ktoś inny i da mu mniej – zaczyna być realne. W 70% kupicie to auto za 3100 – 3200 no i bingo zostaje Wam 300 zł w kieszeni. I tak oto osobiście w przypadku Volkswagena Polo zbiłem z ceny 250 złotych, a w przypadku Fiata Palio 300 złotych, tylko tym jednym zabiegiem z portfelem!

“Długa rozmowa, zadawanie sprzedającemu pytań otwartych sprawi, że łatwiej będzie nam doprowadzić transakcję do końca po naszej myśli.…”

(Photo: Tours and Tales.com)
(Photo: Tours and Tales.com)

Różne przedziały cenowe to różne kwoty do zbicia, bo na przykład kupując Astrę III, próbujemy zbić nie kilka stówek, a kilkadziesiąt banknotów stuzłotowych. A to dlatego że i części, i robocizna są dużo droższe w nowszych samochodach. Pamiętajcie zasadę – klient nasz Pan, to Wy macie grać pierwsze skrzypce i być pewni siebie przy zakupie samochodu, nie dajcie się owinąć sprzedawcy wokół palca, bo skończy się tekstem „Panie szczerze? Lepszego w tej cenie Pan nie dostanie”. Długa rozmowa, zadawanie sprzedającemu pytań otwartych sprawi, że łatwiej będzie nam doprowadzić transakcję do końca po naszej myśli.

Warto ustalić sobie już przed przyjazdem nasze maksimum, jakie możemy zapłacić za dany samochód i zacząć negocjacje znacznie poniżej tego maksimum. W naszym przykładzie cena samochodu była niewielka, ale jeśli już chcemy kupić na przykład taką Astrę III, której cena wyjściowa to 13900 złotych, to urwanie 300-400 złotych jest bardzo łatwe. Głównie dlatego, że każdy, rozsądny sprzedający lekko zawyża cenę samochodu, chcąc docelowo sprzedać go za na przykład 13500 złotych. Naszym celem jest urwać z jego bariery, jak najwięcej, a nawet wyrównać kwotę do 13000 złotych.

Reasumując

Zabieg zakupu samochodu musi być starannie przemyślany, powinniśmy się dobrze do niego przygotować: błyszczeć na spotkaniu wiedzą na temat tego konkretnego modelu, znać historię pojazdu, a także ceny podzespołów. Duża konkurencja na rynku samochodów używanych nam ułatwia sprawę, bo zawsze można powiedzieć, że kilka godzin wcześniej oglądaliśmy taki sam samochód za ….. złotych (kwota, niższa niż ta którą chcemy zapłacić) i był w podobnym stanie, a z racji, że nie chce nam się wracać dorzucamy 100-200 złotych (wyrównujemy do kwoty jaką chcemy docelowo zapłacić za samochód) i wyjeżdżamy tym modelem. Jeśli jesteś typem gaduły (takim jak ja) będzie Ci znacznie łatwiej, a jeśli masz z tym problem zabierz kogoś ze sobą, co dwie głowy to nie jedna!

Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, podziel się nim na facebooku (kliknij „share” po lewej stronie).

Możesz też zostawić swój komentarz poniżej.

Najczęściej wyszukiwane samochody wg statystyk Autoraportu. Lipiec 2015

statystyki_8

Jeśli te informacje wydają Ci się interesujące i przydatne podziel się nimi na facebooku (kliknij „share” po lewej stronie).